piątek, 12 kwietnia 2024

{6 miesięcy budowy, czyli co tam słychać w kozim domku?}



Nie zliczę, ile to już razy obiecywałam sobie i Tobie (ale przede wszystkim sobie), że teraz to już wrócę pełną parą na bloga. Za każdym razem, gdy to się nie udawało, miałam wrzuty sumienia. Ale tym razem postanowiłam, że zamiast skupiać się na poczuciu winy, po prostu napiszę o tym, na jakim etapie w życiu teraz jesteśmy. 

Od >>> ostatniego wpisu (październik) <<< minęło kilka ładnych miesięcy, postaram się więc po krótce podsumować, co się działo. 

W listopadzie rozpoczęła się budowa naszego Domu. Dokładnie 6.11.2023, na wylanym w maju fundamencie, zaczęła powstawać drewniana konstrukcja. Pełni podziwu i nadziei patrzyliśmy na to, jak z dnia na dzień zmienia się krajobraz na naszym skrawku ziemi. 



W grudniu wciąż nie mogliśmy uwierzyć, że to co się dzieje – dzieje się naprawdę. Dom zaczął nabierać realnego kształtu, ściany, dach, ścianki działowe, OKNA w prezencie na Mikołajki … i Święta. A także spokojny Sylwester we troje (z Mimi) w domu, bo...


w styczniu czekało nas trochę szaleństw. Aż dwie cyfry zmieniły się z 3 na 4 – po pierwsze wskoczyliśmy w nowy rok, a po drugie – wskoczyłam na kolejny level w grze w życie. I całkiem mi dobrze po tej czwórkowej stronie mocy. ;) Tym bardziej, że urodziny spędziłam z najbliższymi Przyjaciółmi na… Islandii!
7 wspaniałych dni i nocy, z przyjaciółmi, u przyjaciół, z piękną pogodą (ponownie sprawdziła się teoria, że gdy jadę na urlop – piękna pogoda jedzie ze mną), zapierającymi dech widokami, noclegami w niesamowitych miejscach, pysznym jedzeniem, zorzą polarną i… erupcją wulkanu! Wyobrażasz to sobie? Nie mogłam dostać lepszego prezentu na nową dekadę życia. 

Pod koniec stycznia Dom dostał drzwi zewnętrzne w ulubionym szarozielonym kolorze, my dostaliśmy podłogę na parterze, o którą stoczyłam wielki bój z szowinizmem. ;) Ale już chyba nie chcę więcej o tym opowiadać, ani pamiętać. Jeśli chcesz wiedzieć, co mniej więcej się wydarzyło, to zapraszam Cię na IG, gdzie >>> poświęciłam temu wpis <<<. 



Luty obfitował w sporo stresów, bo – jak to bywa – nie wszystko szło gładko. Ale prawie wszystkie spory z Wykonawcą udało się załagodzić / rozwiązać, a elektrycy w końcu zrobili to, co do nich należało. No i sprzedaliśmy kawalerkę dobremu człowiekowi, któremu spodobał się wystrój i zamierza po prostu wejść i mieszkać, więc na sercu mi trochę lżej (choć wciąż mi smutno, gdy pomyślę, że już niedługo wyjdę stamtąd po raz ostatni i już nigdy tam nie wrócę).
Ten etap był też dla mnie dość ciekawy, bo nasz gust wnętrzarski spotkał się z różnymi reakcjami, w 90% bardzo pozytywnymi! A ja się bałam, że w takim wnętrzu jednak dość nietypowym na dzisiejsze czasy, ludzie będą kręcić nosem. ;)



Marzec oceniam całkiem dobrze, choć to chyba najbardziej szalony miesiąc. Panowie kończyli układanie dachówki, czekaliśmy na ganek i listwy wykończeniowe na zewnątrz domu oraz na kilka poprawek wewnątrz. Marzec to też szalony czas zakupów, ale zamiast diamentów i perfum, kupiłam ceramikę i chrom, do dolnej łazienki. ;) I spakowałam kartony, całą masę kartonów. I całą tę masę później mój Superbohater dźwigał i przenosił, i chował w naszym pokoiku dla niegrzecznych, na antresoli. ;) 


Gdy piszę te słowa mamy już prawie połowę kwietnia, za oknem słyszę wiercenie, piłowanie i wbijanie gwoździ. Trwają ostatnie prace nad zewnętrzną stroną Domu. I nie mogę się już doczekać, kiedy ten etap się skończy. Poniższe zdjęcie powstało wczoraj, dziś - mam nadzieję - panowie ułożą ostatnie dachówki, przymocują ostatnie listwy wokół okien, drzwi, zrobią schodek do ganku... i budowa faktycznie zamieni się w DOM. 



We wnętrzu Domu z kolei mamy już prawie gotową dolną łazienkę (zostało nam pomalowanie ścian i wstawienie dodatków itp.), prowizoryczną kuchnię z naszych kawalerkowych szafek (w weekend podłączymy zlew i piękną baterię, pod koniec kwietnia przyjedzie wymarzona kuchenka, mamy lodówkę), a w pralni - pomieszczeniu gospodarczym stoją już i pralka, i suszarka. W moim małym domowym biurze / pokoju gościnnym póki co stoi nasze łóżko i zajmuje większą jego część. ;) Wszędzie leży mnóstwo rzeczy, kartonów, owiniętych na czas transportu folią mebli. Na podłodze leżą perskie dywany - jak to się z R. śmiejemy - czyli tektura falista, która zabezpieczała deski podczas brudnych prac we wnętrzu. Ale o tym wszystkim przygotuję oddzielne wpisy. Już i tak dużo tu masz czytania. ;) A ja mam jeszcze trochę formalności do załatwienia, zanim ostatecznie tu zamieszkam... 

To, w wielkim skrócie, tyle. A co u Ciebie?

Ściskam, k

3 komentarze:

  1. Czytam jakby to była wciąż bajka mimo to cieszę bardzo Waszym szczęściem 🤗❤🏡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, dla nas to też trochę bajka, ciężko uwierzyć... :)

      Usuń
  2. Budowanie własnego gniazda to nie tylko fizyczna praca, ale także emocjonalna podróż. Oby udało się wykończyć wnętrze domu zgodnie z oczekiwaniami. Trzymamy kciuki za dalszy rozwój tego życiowego projektu!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)