poniedziałek, 6 kwietnia 2015

{dom}

Rodzinne spotkania przy świątecznym stole wywołują we mnie taki dziwny, refleksyjny, nostalgiczny stan. Obserwując radosne rozmowy domowników, najbliższej rodziny, zastanawiałam się, gdzie najbardziej czuję się jak w domu? Gdzie? A może z kim? Kiedy?

Eigeltingen. Widok z okna sypialni.

Najbardziej banalne i oklepane stwierdzenia powodują, że archetyp domu staje się wyświechtanym hasłem. Samograjem. Że tam, gdzie miłość, rodzina, gdzie boso chodzisz po podłodze. Gdzie budzisz się rano
i patrzysz za okno z nadzieją na lepszy dzień. O domu wciąż powstają książki, seriale, filmy.
Ale gdzie tak naprawdę jest? Czym jest?

Eigeltingen. Dzielnica domków, w jednym z których mieszkaliśmy. 

Mój dom, fizycznie, mieścił się najpierw przy rodzicach. Później na studenckiej stancji w Olsztynie,
w wynajmowanych mieszkaniach we Wrocławiu i w wynajmowanych mieszkaniach w Niemczech. Historia zatoczyła koło i aktualnie wróciłam (wróciliśmy) nie tylko do mojego rodzinnego miasta, ale i do mieszkania, w którym stawiałam swoje pierwsze kroki, wypowiadałam pierwsze słowa, z którym związane są wspomnienia
z najmłodszych lat mojego dzieciństwa. Teraz tu, dosłownie, jest mój dom. NASZ DOM. I chociaż nie do końca czuję, żebym miała tylko jeden, wiem, że w końcu mam miejsce, do którego zawsze mogę wrócić. Gdziekolwiek nie pojadę, cokolwiek by się nie działo - mam swój kawałek podłogi. Gromadzę tu swoje książki i inne klamoty, i nikt ich nie ruszy bez mojej zgody. Ja takiej bazy potrzebuję. To moja gwarancja bezpieczeństwa.
Ale dom jest także w głowie. Bo gdy zapytasz mnie, w którym z zamieszkiwanych przez nas miejsc, czułam się jak w domu, odpowiem, że - z małymi wyjątkami - w każdym. Bo nie chodzi o to, by mieć nad głową te same gwiazdozbiory i znać melodię parkietu, po którym się stąpa.
Najważniejsze jest w środku, w Tobie. Czujesz to.

Liceum Ogólnokształcące im. Jana Bażyńskiego w Ostródzie. Moje liceum. 

Doskonale pamiętam, gdy po raz pierwszy wracając ze świąt w Polsce do Niemiec czułam, że jadę do domu.
Być może było mi o tyle łatwiej, że miejsce, w którym mieszkaliśmy, było przepiękne i bardzo podobne
do naszych rodzinnych stron? Co prawda na Warmii i Mazurach nie doświadczamy widoku Prealp Appenzellskich
z okna, ale Jezioro Bodeńskie, cudowne lasy wokół i piękne, spokojne i małe miasteczka kojarzyły się z tym, co znam z dzieciństwa? Wystarczy spojrzeć...

Znajdź różnicę. ;) Po lewej moje miasto rodzinne i J. Drwęckie. Po prawej - J. Bodeńskie, widok z Radolfzell (góra) i Lindau. 

Nie wiem, gdzie jeszcze nas życie poprowadzi, dokąd i czy wyjedziemy, czy gdzieś osiądziemy na stałe,
a jeśli tak, to gdzie. Wiem za to, że dom może być wszędzie i nigdzie. Że dom jest tam, gdzie koty kładą się na klawiaturze komputera, a herbata smakuje najlepiej. Gdzie czuję się chciana, rozumiana, kochana.
B e z p i e c z n a. I w końcu, najważniejsze, gdzie jesteśmy razem. Wracam więc, zataczając kolejne koło, do oklepanej definicji. Chyba musi w niej być ziarenko prawdy...

Uściski!
k.

10 komentarzy:

  1. Dla mnie dom jest tak, gdzie się chce wracać, najlepiej do kogoś.
    Jestem totalną zbieraczką, cierpię gdy nie mam miejsca, w którym mogę gromadzić. Problem z tym, że zawsze te miejsca są za małe i z tym, że trzeba się rozstawać z rzeczami niepotrzebnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez gromadzę wokół siebie rzeczy, głównie książki, ale i inne przedmioty. Problem w tym, że póki co mam tylko 41m2, by to wszystko zmieścić. ;) Ale daję radę! ;)

      Usuń
  2. Od dzieciństwa mieszkam w jednym domu i teraz, kiedy myślę o budowie własnego wiem, że chciałabym by powstał w miejscowości z którą jestem od zawsze związana i jeśli nie muszę to nie chce szukać innego swojego miejsca na Ziemi :) Choć równie ważne oprócz tego gdzie lub nawet ważniejsze jest z kim ten dom się tworzy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki lokalny patriotyzm, prawda? Też to czuję. :)

      Usuń
  3. Moje liceum..moje miasto :) Mieszkamy niedaleko ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To takie wspaniałe, że masz takie swoje miejsce, gdzie wrócić itd. Mój dom rodzinny musi zostać sprzedany, więc niebawem nie będę miała gdzie wracać. Przeraża mnie trochę perspektywa całego życia spędzonego na wynajętym. I to pewnie większość z obcymi ludźmi (no bo kogo stać na wynajem kawalerki?). To chyba jedyna stabilizacja jakiej mi brakuje (wszelakie inne 'stabilne braki bodźców' przyprawiają mnie o depresję :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zu, doskonale Cię rozumiem! My długo też nie mielismy dokąd wracać, a kolejne wynajmowane mieszkania sprawiały ból... Ale wszystko się poukłada na pewno tak, że szczęśliwie znajdziesz swój kawałek podłogi. :) jestem pewna!

      Usuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)