środa, 30 czerwca 2021

{podsumowanie czerwca, czyli trochę inna kozia dycha}


Nie wiem, jak Ty, ale ja wszystkie zaoszczędzone w czerwcu pieniądze zostawiam w osiedlowym warzywniaku, u Pani Gosi, która w zamian pakuje mi do torby najpiękniejsze truskawki i czereśnie. Nie wyobrażam sobie lata, a szczególnie czerwca, bez tych owoców. Bez czego jeszcze? I co u mnie słychać, skoro cały miesiąc nie odzywałam się na blogu? 

Zapraszam na nietypową KOZIĄ DYCHĘ

Szósty miesiąc w roku zastał mnie totalnie nieprzygotowaną, kosmicznie spóźnioną i rozregulowaną letnim (a raczej upalnym) obniżeniem nastroju. ;) Dlatego postanowiłam wziąć się w garść ostatniego dnia czerwca i napisać, co trzymało mnie w ciągu ostatnich 30 dni przy życiu. 

1. Woda!


I ta do picia, i ta spod prysznica, i ta w jeziorze. Wlewaną w siebie mieszankę limonek, mięty i wody mogę mierzyć w hektolitrach. Tę wylaną na siebie pod prysznicem też. Ta w jeziorze to nieco inna sprawa, ale równie dobrze chłodzi. ;) 

Na co dzień nie mam problemu z piciem dużej ilości wody, ale latem te minimum 2 litry to zdecydowanie dla mnie za mało. Dlatego piję, ile wlezie, ile czuję, że potrzebuję. A jak tam Twoje zapotrzebowanie na wodę? 




2. Młode ziemniaczki i inne smaczki!


Maleńkie kartofelki gotowane w skorupkach, posypane dużą ilością świeżego kopru i solą himalajską - niebo w gębie! Fasolka szparagowa z "bułką" tartą (u mnie to taka z mąki kukurydzianej lub z ciecierzycy - kupuję gotową), jajko sadzone, kalafior, a na deser czereśnie i truskawki, a później jeszcze truskawki i czereśnie. ;) Właśnie z tego składam się w czerwcu. Najpyszniej! 




3. Filtr!


Instagramowy? Nieeee... UV! 50 na twarz i dekolt, minimum 30 na resztę ciała, którą nawet mi zdarza się wystawić do słońca. ;) Jeśli chodzi o cerę, to jestem raczej córką młynarza, niż marynarza. ;) Bielszy odcień bieli. Gdy marzę o złocistej opaleniźnie to... marzę. Bo w czasach nastoletnich wypróbowałam chyba wszystkie możliwe balsamy i kremy brązujące. Efekt był komiczny: zupełnie jakbym na całym ciele namalowała sobie maskę. Taką, jaką czasami zdarza się widzieć na niektórych twarzach, gdy ktoś nie rozprowadzi dobrze podkładu na linię żuchwy i szyję. Tylko odwrotnie. ;) 

Także od wielu już lat gram kartami, które mam - blade lico, krem UV i nie ma co narzekać. Przynajmniej mniej zmarszczek będzie (nie, żebym się jakoś zmarszczkami przejmowała, to naturalna kolej rzeczy i zupełnie nie mam z tym problemu). 


4. Wiatrak!


Słuchaj, to jest po prostu must have w każdej kawalerce bez balkonu! Próbowałaś/eś kiedyś wysuszyć pranie w domu (w jedynym pokoju, dodam!), gdy z okna leje się tropikalny niemal żar i wilgoć? No właśnie... Wiatrak ratuje mój mózg przed przegrzaniem oraz moje pranie przed stęchlizną.  Jak to było? Gdy masz lat 20, to cieszysz się że letnie wieczory takie długie i imprezy do rana, a gdy masz 30, to że pranie w godzinę suche? ;) Coś w tym jest... czekam na to, co przyniesie 40 (ale spokojnie, jeszcze 3 lata radości z suchego prania przede mną). 




5. Leśny ogród...ek!


Wciąż ciężko nazwać to miejsce ogrodem, ogródkiem - dzicz na całego. Ale wieczorne podlewanie i przyglądanie się, jak dalie w rabatach rosną, jak porzeczkowe krzaczki walczą o przetrwanie, jak kalina rządzi na dzielnicy i ma w d....użym liściu mrówki i inne chwasty oraz jak ostrokrzewy dają sobie świetnie radę na konwaliowym dywanie - uczta dla ducha i oczu, i głowy. Do tego dodaj odwiedziny najróżniejszych ptaków, które nucą swoje piosenki tak radośnie, że aż serducho się wyrywa z piersi. No miód malina! Wszystko to powoduje, że prawie zapomniałam o walce z mrówkami i mszycami. ;) 

Psssst. Pierwsza bitwa wygrana. Ale to nie koniec, jak znam mrówki, będzie runda druga... 


6. Śmiechy, chichy i ognicho!


Kupała, Przesilenie Letnie czy Noc Świętojańska - co kto obchodzi - to u nas zawsze ognisko. Zresztą każda okazja oraz brak okazji to dobra okazja, by rozpalić ogień. ;) Korzystamy, ile wlezie - sami, z rodziną, z przyjaciółmi. Na wszystkie możliwe sposoby. Ogień od początku łączy ludzi. Nawet, wtedy, gdy staje się niebezpieczny i niszczy wszystko - ma siłę scalania społeczności. Wystarczy spojrzeć na to, jak wspaniale potrafimy się zorganizować w pomocy dla pogorzelców. 

Ja, jak większość ludzi, preferuję to łagodniejsze i bardziej kontrolowane oblicze ognia. Ognisko domowe, ognisko pod lasem, ogień w piecu czy kominku, płomienie świec czy zimne ognie. To wszystko też buduje nastrój i zbliża ludzi do siebie, prawda? 




7. Sukienki i bose stópki!


Okej, znasz mnie, noszę sukienki przez okrągły rok. Ale latem - te najbardziej zwiewne, cienkie, z "chłodnych" tkanin.  A do tego boso lub w nieśmiertelnych birkenstockach, które są jednymi z najwygodniejszych butów świata. I to nie jest reklama! (Ale bardzo chętnie podejmę współpracę, płatność w klapkach! :D)

Generalnie moje lato w garderobie prezentuje się tak: luźno, lekko, zwiewnie, chłodne materiały i jak najczęściej bez butów. A u Ciebie?


8. Okulary i spray na komary! 


Bez okularów przeciwsłonecznych jestem jak krecik. Nie, nie ten z bajki. ;) Sezon na okulary trwa u mnie zatem w każdy słoneczny dzień w roku. Niby wzrok mam sokoli, ale słonko jednak robi mi kuku. Zamiast się marszczyć i udawać, że kogoś rozpoznaję na ulicy (a tak naprawdę wpadam w panikę, bo nie mam pojęcia, kogo nie-widzę :D), noszę oksy. A że czerwiec był baaaaaaardzo słoneczny, to niemal nie zdejmuję ich z nosa (gdy jestem na zewnątrz). 

Niestety, na komary okulary nie działają. ;) Dlatego przetestowaliśmy najróżniejsze, offy, mugi, superodstraszacze i chyba wpadliśmy na coś, co w miarę zdaje egzamin. Nazywa się: cierpliwość. ;) Cierpliwie czekamy, aż sezon komarowy się skończy. Psikamy się tym, co mamy i co choć na chwilę pomaga, jednocześnie nie psując za mocno środowiska. A jak ognisko - to takie z dymem, bo dymu komary nie lubią tak samo, jak łapki na muchy. ;) 

No chyba, że znasz magiczny środek i mi go polecisz? Zapraszam do sekcji "komentarze". :)




9. Balans!


Czerwiec to łapanie balansu. W ogóle lato to czas, kiedy staram się nie zmuszać do tego, czego naprawdę nie muszę robić. Cieszę się, że zarówno w pracy, jak i prywatnie mam ten komfort, że mogę sobie na to pozwolić.  I wiem, że większość ludzi nie może, dlatego tym bardziej doceniam. 

Pamiętaj proszę, że to był mój wybór, że wybrałam pracę poza "bezpiecznym" etatem, ze wszystkimi zaletami i wadami tego rozwiązania. Owszem, ja widzę więcej pozytywów, ale to nie oznacza, że takie rozwiązanie będzie też idealne dla Ciebie. Warto natomiast wziąć je pod uwagę. Zwłaszcza, gdy dotychczasowe zajęcie nie przynosi Ci satysfakcji. 

Gdy postawię na wadze swoje życie prywatne i pracę, to szala przechyli się na korzyść tego pierwszego - mam więcej czasu na po prostu bycie. Pracuję mniej, zarabiam lepiej, bo sama steruję swoimi zasobami, mierzę siły na zamiary i podejmuję się tylko tych współprac, które są w zgodzie ze mną. Zdecydowanie efektywniej pracuję też bez tzw. "bata" nad głową, rozsądniej zarządzam czasem i zadaniami. Nie muszę siedzieć od-do w biurze, aby wykonać swoją pracę. Dziś pracuję 10 godzin, ale jutro tylko dwie, albo robię sobie dzień wolny. Wszystko zależy ode mnie. Bardzo potrzebowałam tej wolności. Osiągnęłam b a l a n s, na którym bardzo mi zależało i którego bardzo mi brakowało. 


10. Miłość!


Czerwiec to też miesiąc miłości. Miłość nie wyklucza, miłość nie wybiera, miłość nie zna granic i po prostu jest, bez względu na wyznanie, wiek, płeć, kolor skóry, przekonania religijne i polityczne. Po prostu jest i każdy ma do niej prawo. 

Wyobraziłam sobie, że żyję w świecie, w którym spacer z moim Małżem za rękę jest karany. W którym nie mogę publicznie go przytulić, pójść z nim na randkę, pocałować go bez obawy, że komuś się to nie spodoba, zwyzywa nas lub - co gorsza - zaatakuje. Wyobraziłam sobie, że nie możemy być małżeństwem, że ktoś zabrania nam się kochać, nazywa nienormalnymi, ideologią, zwyrodnialcami, zboczeńcami, jednostkami chorobowymi i wymyśla coraz to gorsze sposoby na prześladowanie. I płakałam. Płakałam, bo zdałam sobie sprawę po raz kolejny, na jak bardzo uprzywilejowanej pozycji, jako heteroseksualna kobieta, stoję. 

Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele jeszcze nie wiem. Na przykład dopiero niedawno dowiedziałam się, że słowo "transseksualizm" jest krzywdzące (poprawnie: transpłciowość). Ale wciąż się uczę i mam otwartą głowę, i serce. I cieszę się, gdy patrzę na zdjęcia mojego najlepszego kumpla ze studiów z jego mężem, gdy widzę ich szczęście i luz, którego mogą doświadczyć tylko żyjąc poza Polską, w jednym z szanujących prawa człowieka kraju. 

Trudny to i obszerny temat. Mój punkcik ledwie go dotyka, sygnalizuje. Ale nie chcę się wdawać w dyskusję z osobami nietolerancyjnymi. I zanim ktoś tu skomentuje, że jestem nietolerancyjna dla nietolerancyjnych, szczerze polecam zapoznanie się z pojęciem paradoks tolerancji sir Karla Poppera, jednego z najbardziej wpływowych filozofów nauki XX wieku. 



Miłość to miłość


Uściski, k. 


7 komentarzy:

  1. 😍... wszystkie punkty tej 10 tki popieram..i twierdzę że to 10 tka wakacyjna...nie czerwcowa... najlepsza dziesiątka 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę tak, trochę czerwiec, a trochę całe lato :) Dziękuję, Emilia! :)

      Usuń
  2. Gratuluję tego balansu i tej pracy samodzielnej. Ja pracuję w biurze, osiem godzin i jest mi z tym, wstyd przyznać, bardzo dobrze. Ale chciałbym umieć pracować sam, z sobą samym nad głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dlaczego wstyd? Wcale nie wstyd! Każdemu coś innego sprawia radość i satysfakcję, i absolutnie nie mam zamiaru tego oceniać. Jeśli Tobie jest tak dobrze - cieszę się, że się spełniasz! :)

      Usuń
  3. Mam wrazenie, ze Twoj czerwiec jest dobrze wypelniony. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, a 1 i 7 to już w całej rozciągłości - uwielbiam i stosuję :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)