niedziela, 9 maja 2021

{o tym, jak zostałam ogrodniczką - leśny ogród kozy}

Ogródek? Jaaaaasne, że umiem w ogródek! Gotowałam zupy z liści i klepałam kotlety z błota w ogródku mojej Babci już jako pięciolatka. Po kryjomu podlewałam drugi raz, tuż po deszczu, marchewki, żeby szybciej rosły. I byłam mistrzem w trwonieniu deszczówki, którą Dziadek skrupulatnie zbierał w starej, metalowej beczce. Mało ekologicznie, wiem. Ale w zamian za psoty pomagałam zbierać wiśnie, agrest i ulubione czarne porzeczki oraz uczestniczyłam (najczęściej poszukując skarbów) w corocznym sprzątaniu wnętrza altanki. 

No ale jak to się nie liczy? 

U Babci Zosi w ogródku zawsze rosły róże, cynie, kosmosy, tulipany, dalie (georginie), aksamitki, astry, lwie paszcze, malwy, stokrotki, mieczyki, narcyzy i goździki brodate. Oprócz tego, na tej niewielkiej przestrzeni, moim Dziadkom udawało się upchnąć całkiem spory warzywnik (buraczki, marchewki, pietruszki, szczypiory, ogórki, kabaczki), drzewko wiśniowe oraz kilka krzaczków owocowych. 

Pamiętam Babcię, wiecznie schyloną, w podomce (to taki fartuszek jak sukienka, bez rękawów, zapinany na guziki) w drobne kwiatki, grzebiącą w ziemi, przycinającą róże. Już tego nie robi, bo nie ma tyle siły, ale i ogródek, w wyniku działań różnych ludzi, zamienił się w trawnik. Pamiętam jednak, że gdy szłam w odwiedziny i nikt nie otwierał drzwi, to wystarczyło przejść szybko ciemnym, piwnicznym korytarzem na drugą stronę kamienicy, by zajrzeć do ogródka. Babcia na pewno już tam była i na pewno miała w zanadrzu wiśniowy kompot. 






Dziś sama jestem babcią (ciocio- babcią, ale jednak!) i dopiero zaczynam tworzyć swój ogródek. A właściwie, zgodnie z prawdą, zaczynam jak najmniej ingerować w to, co dostałam od przyrody na naszej działce pod lasem. Nie dla mnie monokultura, równo przycięta trawka, wykarczowane pole pod linijkę. Ja kocham dzicz, drzewa, zarośla, tajemnicze przejścia i nieprzycięte krzewy. I choć podziwiam wszystkich tych, którzy wkładają mnóstwo pracy w bardzo uporządkowany wygląd ogrodu - u nas stawiam raczej na spontaniczne sadzenie niezbyt inwazyjnych i niezbyt ekstrawaganckich roślin. Takich, które bez problemu będą sobie rosły w towarzystwie wszędobylskich sosen, a przy okazji dadzą schronienie ptakom (jak ostrokrzew) i jakieś wspomnienie babcinego ogródka nam (maliny, porzeczki, agrest). Oczywiście póki co działamy w tej części ogrodu, co do której mamy pewność, że nie zostanie zniszczona podczas budowy domu. Szkoda by było... ale właśnie z tego powodu jabłonki, które wyhodowałam z pestek, będą musiały poczekać jeszcze jakiś czas. Mają bowiem zamieszkać przed domem, a tego jeszcze przecież nie ma. ;) 






Mój ideał? To mieszanka dzikiego ogrodu Tashy Tudor, z luzem w gaciach i "Tajemniczym ogrodem" Frances Hodgson Burnett, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie chcę się spinać, że mi trawa na grządki wrosła, albo żywopłot wyszedł poza jakieś wyimaginowane ramy. Oczywiście to nie oznacza, że kompletnie nic w tym ogrodzie nie będę robić. Wręcz przeciwnie! Przede wszystkim będę w nim odpoczywać: grzebiąc w ziemi, sadząc kwiaty, uprawiając warzywka w podniesionych grządkach i donicach (ziemniaki rządzą!), a także w pełni korzystać ze stref do relaksu, spotkań z przyjaciółmi itp. Czy mam plan? Nie. Ale wiem dobrze, co chciałabym na tym skrawku ziemi zorganizować i na o starczy mi miejsca, żebym nie musiała rezygnować z tego, co już tam rośnie. 






"Człowiek potrzebuje do życia ogrodów i bibliotek." /Cyceron

Dziś mogę powiedzieć, że mamy z R. obie te zmienne potrzebne do życia. I choć w ogrodzie na razie raczkujemy, podoba mi się to, czego się w nim dopiero nauczymy. 

W weekend na przykład nauczyliśmy się robić wzniesione rabaty od podstaw. Posadziliśmy też kalinę koralową i poziomki. Kilka tygodni temu wsadziliśmy krzaczki owocowe i ostrokrzewy, tydzień temu - nasturcję, którą dostaliśmy w prezencie od przyjaciół. A jakieś 2 lata temu - świerki, sztuk 6. Pięknie rosną. Za tydzień wsadzimy do zbudowanych wczoraj skrzynek kwiaty i już nie mogę się doczekać! A za dwa... Kto to wie? Może po prostu powiesimy hamak na sosnach i posłuchamy śpiewu ptaków?

Jedno jest pewne. Coraz mniej chce mi się stamtąd wracać do... no właśnie: domu? Kawalerki? Podobno dom jest tam, gdzie serce, a ono najmocniej bije wśród naszych sosen... (no chyba, że to tylko ten wczorajszy grad uderzający o kaptur 🤪)

Uściski, k. 

Pssst! Jeśli podoba Ci się to, co robię i chcesz wesprzeć moje działania, możesz postawić mi kawę :) Zgromadzone w ten sposób środki przeznaczę na rozwój i nowe projekty, odnawianie mebli i wszystko to, co jest mi potrzebne, aby się z Tobą za pomocą bloga komunikować. :) 

Dziękuję! 

8 komentarzy:

  1. Bajeczne zdjecia!!! Aż przez chwilę przeniosłam się w to Twoje cudowne miejsce. Nas czeka duża praca w ogrodzie, wiec niedługo również zabieram się do dzieła.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że udało mi się oddać choć odrobinę klimatu naszego dzikiego, leśnego ogrodu. :) Uściski i powodzenia! Kasia

      Usuń
  2. Ale tam bedzie kiedys cudnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, no już jest! :D Bo za dużo tu się nie zmieni. ;)

      Usuń
  3. Wspaniale jest mieć taką własną roślinną przestrzeń :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam o tym pojęcia, bo to pierwsza taka moja przestrzeń. :D Niesamowita sprawa, świetnie robi na głowę. :)

      Usuń
  4. Podziwiam wszystkich tych ludzi, którym w ogóle chce się zajmować ogródkiem. Ja nigdy nie miałam do tego cierpliwości i na pewno mieć jej nie będę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ogródek! Owszem, mało tam robię, ale nie trzeba robić dużo, żeby był efekt. :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)