Eksperyment daliowy 2021 udał się fantastycznie, kwiatów było dużo, rosły zdrowo i były przepiękne. Dlatego w tym roku nie tylko dokupiłam więcej karp - tym razem w odmianach, ale też powtórzyłam większość zeszłorocznych czynności, aby dać roślinom szansę na nieco wcześniejsze kwitnienie.
Jak wygląda przyspieszanie dalii w kawalerce bez balkonu i szklarni, ale za to z dwoma żarłocznymi kotami? Dziś zdradzam ten sekret! ;-)
Weźmiesz kocią trawę...
Zacznijmy od najważniejszego (poza samymi daliami) składnika tej układanki, bez którego może być naprawdę trudno uprawiać w domu jakiekolwiek rośliny: KOCIA TRAWA. Czy posiałam ją odpowiednio wcześniej? No nieeee... na ostatnią chwilę, przyznaję! Ale i tak zrobiła swoje: odwróciła uwagę naszych futrzastych daliożerców dość skutecznie.
Kąpiel to podstawa
Przyspieszania dalii rozpoczęłam od zafundowania im porządnej kąpieli. Każdą karpę moczyłam przez kilka godzin (u mnie to było chyba z 6 czy 7) w pojemnikach z wodą. Zwykłą, odstaną kranówką. Po zimowaniu karpy są bardzo spragnione. Kto by po tylu miesiącach nie był? ;-) Poza tym ta czynność powoduje, że później już praktycznie nie podlewam karp, aż do momentu wsadzenia ich na miejsce docelowe w ogrodzie.
Nie kupuj kota w worku
Ale worki kup, jeśli nie masz akurat w domu. ;-) Gdy koty były już zajęte koszeniem swojego własnego trawnika, przygotowałam sobie tyle wielorazowych worków o pojemności 6 litrów, ile miałam karp dalii. No dobra, przygotowałam tyle worków, ile miałam, plus kilka plastikowych doniczek. Worki w moim przypadku to mieszanka strunowych z ikei oraz jakichś zwykłych z marketu. Ważne jest tylko to, żeby były z dość grubej folii (wtedy też łatwiej użyć ich wielokrotnie).
Do każdego worka wsypałam trochę ziemi beztorfowej, włożyłam karpę tym takim fikuśnym końcem (pozostałością po łodydze) do góry i przysypałam kolejną porcją podłoża. Tylko tyle, by zakryć lekko karpę, żeby żadna bulwa nie wystawała za bardzo. Ale nie robiłam tego jakoś bardzo dokładnie. Inaczej sprawa wygląda z doniczkami, bo tu jednak trzeba wsypać więcej ziemi, żeby karpę przykryć.
Tak przygotowane pojemniki z daliami ułożyłam w niskich kartonach i ustawiłam tam, gdzie:
a) mam miejsce
b) koty nie dadzą rady wejść
c) jest chociaż trochę światła (ale to też zależy, bo część karp miałam w przedpokoju na witrynie, gdzie światła słonecznego jest jak na lekarstwo, albo wcale, i wszystkie dalie puściły spore pędy, choć nie były one soczyście zielone)
d) zapomnę o nich na trochę.
W kawalerce wszystkie te punkty spełniają: Kredensson, witryna w przedpokoju oraz lodówka. ;-) I to właśnie do tych miejsc udały się moje karpy na leżakowanie. Trochę takie wakacje i nabieranie sił.
A-psik...nij mi tu trochę!
Co jakiś czas, czyli średnio raz w tygodniu, zdejmowałam wszystkie pudła z karpami i sprawdzałam, czy wszystko u nich ok. Gdy ziemia była mocno sucha, nawilżałam ją spryskiwaczem. Delikatnie i z wyczuciem. Bez przesady i nie po pędach tudzież śmiesznym ogonku. Ważne, żeby w workach nie było przesadnej wilgoci - nie chcemy przecież pleśni. Poza tym karpy naprawdę dobrze się napiły przed tymi wakacjami, więc dadzą radę.
Dni chwały (albo chały)
W końcu nadejdzie ten dzień, w którym zobaczysz pierwsze pędy... Ja, po tygodniu niezaglądania do karp, zobaczyłam daliowy las! Od takich dwu- do czterdziestocentymetrowych! To już drugi raz, kiedy w ten sposób przyspieszałam dalie, podobno do trzech razy sztuka, więc dopiero za rok może się okazać, że jednak chała. Ale póki co jest chwała, są oklaski, radość i skakanie pod sufit! I wtedy wkraczają one: nożyce!
Najwyższym pędom ucinam łby - chciałoby się rzec. ;-) Ucinam je za trzecimi listkami, choć to chyba nie robi różnicy, ile tych listków jest poniżej. Ucinam, żeby karpa wypuściła więcej pędów, żeby kwiat się rozrastał również na boki, rozkrzaczył się ;-) a nie pakował całą parę w jeden długaśny pęd. Oczywiście nie wszystkie dalie na tym etapie wymagają takiego cięcia. Większość tnę już po posadzeniu w ogrodzie, gdy urosną. Ale niektóre faktycznie wymagają tego już na etapie worków.
Zimna Zośka
Na Mazurach z Zimną Zośką i resztą jej gangu się nie dyskutuje. Po prostu stoimy sobie i czekamy, aż sobie pójdzie. Zazwyczaj około 18. maja odpalamy zimne (sic!) ognie i otwieramy brudnymi od grzebania w ziemi rękami, szampana. I wtedy sadzimy, sadzimy, sadzimy ile wlezie. ;-)
I na tym etapie zakończę moją opowieść, bo właśnie wkładam trampki i staję w blokach startowych, gdyż we środę, no maksymalnie we czwartek będę w ziemi ryć i moje "kartofelki" daliowe sadzić, aż będzie furczało! I tak, wiem, na Południu już wszystko wysiane, wsadzone, podlane i prawie kwitnie. Ale tu jest Północ! Winter is coming, w tę czy inną stronę! ;-)
Co jeszcze?
Jeśli interesują Cię odmiany dalii, na jakie zdecydowałam się w tym roku - daj mi znać w komentarzu! Jeśli chcesz wiedzieć, które z nich wystrzeliły jak szalone, a które puściły na razie tylko małe zajawki tego, co czeka mnie tego lata w ogrodzie - też napisz.
Te rzymskie liczby na karteczkach z nazwami i na drewnianych znacznikach to mój sposób na niepogubienie się w odmianach bez użycia papierowych etykiet. Mam swój system i będę go testować w tym roku po raz pierwszy. Jak się sprawdzi - dam znać. ;-)
Tymczasem... jeśli ten artykuł przydał Ci się w jakikolwiek sposób, zainspirował, zachęciła do działania, albo po prostu sprawił Ci przyjemność: daj mi znać! :-) Możesz też >>> postawić mi wirtualną kawę <<<.
Uściski, k.
Dalie to moje ulubione kwiaty.... ale mogę o nich i nie tylko o nich zapomnieć z racji posiadania dwóch dachowców na które nie pomaga kocimiętka. Ostają się jakoś kaktusy, jakoś bo jak tylko niedostatecznie szybko nie wypuszczę kocura na balkon to już bawi się w ogrodnika i kopie :/
OdpowiedzUsuńChciałabyś dalie uprawiać w domu? Ja swoje tylko podpędzam w mieszkaniu, a później wsadzam do ziemi w ogrodzie. W domu faktycznie byłoby ciężko, z kotami... 😉
UsuńFajnie to opisałaś i nafociłaś . Stosuję podobne triki. Moje dalie sadzę do gruntu wcześniej (południowo-zachodnia Polska właśnie). Już wychodzą poza poziom gruntu. Odmiany dalii u Ciebie cudne!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Pomyślałam sobie, że w przyszłym roku wsadzę kilka wcześniej do ziemi, bez przyspieszania ich. Dam im czas, by sobie same zdecydowały, kiedy chcą ruszyć. Awe, co z tegonwyjdzie. 😉
UsuńChciałabym...cokolwiek "uprawiać" ;/ ba marzy mi się nawet trzymać w wazonie kwiaty (póki co zamykam na noc w łazience przed kotami). Nie znam się na kwiatach a i tak najbardziej lubię polne. Azalie i dalie podziwiam na pięknych zdjęciach u Łukasza Marcinkowskiego i Radka Berent, tworzących KWIATY&MIUT.
Usuń