niedziela, 28 listopada 2021

{panele ścienne w kuchni - jak zrobić lamperię samodzielnie i niedużym kosztem?}


To niesamowite, jak wiele ciepłych słów i wiadomości spłynęło do mnie po opublikowaniu >>> wpisu z metamorfozą naszej kuchni. <<< Bardzo dziękuję! Ogromnie mi miło! Wśród tych wiadomości znalazło się też naprawdę sporo pytań o nasze panele na ścianie: skąd są, gdzie kupiliśmy, z czego są zrobione, jak je przymocowaliśmy do ściany i tak dalej... Już odpowiadam:

panele zrobiliśmy SAMODZIELNIE. Rękami mojego Małża i moimi. Ponieważ nie mogliśmy znaleźć gotowej wersji w dobrej cenie i pasującej do naszych krzywych ścian, po krótkim namyśle stwierdziliśmy, że to nie może być aż takie trudne i kto jak nie my?! Dlatego dziś opowiem Wam (i trochę pokażę), jak to zrobiliśmy. Tylko konkrety, wszystkie porażki i patenty, oraz rzeczy, których się nauczyliśmy przy tym pozornie banalnym projekcie DIY. To co? Zaczynamy? 

Mierzenie i planowanie


Pierwsze, co zrobiliśmy, to rozrysowaliśmy sobie, jak chcielibyśmy żeby takie panele wyglądały, do jakiej wysokości mają sięgać, jakie odstępy chcemy zachować między pionowymi elementami itp. Później nanieśliśmy te wymiary na ścianę. Wiedzieliśmy, że chcemy prosto, minimalistycznie i jasno. Gdy tworzyliśmy tę dekorację, nie było jeszcze mowy o tapecie w kuchni, dlatego rozważałam kolor. Ale kilka dni później pojawiła się opcja wytapetowania tej ściany, więc postawiłam na biel, żeby jednak nie przesadzić. ;) 

Zmierzyliśmy dokładnie szerokość ściany oraz wysokość, na jakiej ma się znaleźć górna, pozioma listwa, od której zaczęliśmy całą zabawę. Wybraliśmy dwumetrowe drewniane listewki, zaokrąglone na krawędziach. W sumie zużyliśmy ich 12 (dokładną listę materiałów znajdziesz niżej). 

Gdy już przykleiliśmy poziome listewki w odpowiednich miejscach, zabraliśmy się za docinanie pionowych. Postanowiliśmy, że zachowamy między nimi odstęp równy szerokości naszych płytek na podłodze. Nie mierzyliśmy tego dokładnie za każdym razem, po prostu przyklejaliśmy listewkę tam, gdzie zaczynała się fuga. Widać to na zdjęciach na poniżej. 






Ponieważ ściany w naszej kawalerce są naprawdę krzywe (miejscami odchylenie od pionu to nawet kilkanaście centymetrów), a już na etapie remontu kapitalnego 8 lat temu zdecydowaliśmy, że nie chcemy ich "wyrównywać" płytami g-k, to sam klej u nas nie wystarczył. Musieliśmy listewki przybić w kilku miejscach gwoździkami. Staraliśmy się wbić je na tyle głęboko, by później szpachlą na spokojnie zamaskować łebki. (Jeśli Twoje ściany są w miarę proste, to nie musisz używać gwoździ, sam klej montażowy wystarczy.) 

Kolejnym etapem było uzupełnianie wszelkich szpar między listewkami, między listewkami a ścianą oraz miejsc, w których wbijaliśmy gwoździe. Użyliśmy do tego szpachli do drewna. Kładliśmy kilka warstw, czekaliśmy aż porządnie wyschną i szlifowaliśmy ręcznie na gładko. Dodatkowo, szpary między ścianą a deseczkami, potraktowaliśmy klejem (nasz był przeznaczony do malowania), aby wypełnić oraz wygładzić te powierzchnie i uzupełnić dziury spowodowane odchyleniem ścian od pionu i sprężynowaniem drewna. 

Malowanie poszło gładko. Na deskach znalazła się jedna warstwa primera, a następnie 3 warstwy białej farby do... ścian. Tak, do ścian. Zależało mi na matowym i takim nieco surowym wykończeniu naszych paneli. Rach, ciach i gotowe. 

Co i ile, za ile i skąd?


(podane wymiary i liczby są orientacyjne, ponieważ wszystko zależy od wymiarów Twojej ściany, Twoich upodobań, a nawet polityki cenowej sklepu, w którym zamierzasz kupić potrzebne materiały)

Materiały:
  • 12 listewek o wymiarach 60x200x5 mm (liczba zależy od wymiarów Twojej ściany/ścian. Musisz to samodzielnie policzyć)
  • 1 klej montażowy (nasz miał na opakowaniu informację, że nadaje się do malowania, co było dla mnie ważne)
  • szpachla do drewna (biała w naszym przypadku) lub akryl
  • opakowanie gwoździków
  • primer do malowania listewek
  • farba do ścian
Oprócz tego narzędzia: 
  • piła do drewna (ręczna w zupełności wystarczy)
  • młotek
  • pistolet do kleju montażowego i akrylu
  • pędzle, kuwetki, wałki
  • papier ścierny grubo- i drobnoziarnisty
  • poziomica 
  • miarka
  • ołówek

Koszt wykonania
tych paneli to około 300 zł (ta kwota składa się głównie z ceny listewek i kleju, które kupiliśmy w lokalnym sklepie budowlanym, pozostałe rzeczy mieliśmy w domu) + czas i nasza praca. To projekt weekendowy. 

Gdy szukałam gotowych rozwiązań, to na gotowe panele wykonane z mdfu, pod wymiar naszych ścian, musiałabym wydać około 1000 zł lub więcej. Jeśli więc zastanawiasz się, czy opłacało się poświęcić weekend na ten projekt, to odpowiedź jest tylko jedna: TAK. ;)

Pod tymi zdjęciami znajdziesz 3 punkty z rzeczami, które dziś zrobiłabym inaczej. Na poniższych kadrach widać doskonale to, co opisałam w punkcie 1 i 2. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile nerwów i szlifowania, doklejania, ponownego szlifowania i ponownego doklejania kosztowało mnie doprowadzenie tych miejsc do jako-takiego wyglądu. :D Nadal nie są idealne, ale ja też nie jestem. I żyję. ;) 






Porażki, czyli co bym dziś zrobiła inaczej?

Przede wszystkim zdecydowałabym się na listewki z prostymi brzegami, a nie zaokrąglone. Myślę, że ułatwiłoby to wypełnianie przestrzeni przy łączeniach listewek. 

A skoro już przy tym jesteśmy: akryl, taki z opcją "do malowania", sprawdzi się w wypełnianiu szpar lepiej, niż szpachla. Schnie szybciej i jest bardziej elastyczny, więc nie pęka, gdy deseczki zaczynają pracować na krzywych ścianach. ;) 

Poza tym odwróciłabym kolejność: najpierw tapetowała, a dopiero później tworzyła panele. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Ale cóż, gdy tworzyliśmy tę dekorację nie wiedziałam jeszcze, że będę tapetowała kuchnię...  

Poza tym nie zmieniłabym już chyba niczego. Serio!






Efekt końcowy

Panele sprawdzają się świetnie, są piękną dekoracją, dodają faktury i są dobrym tłem dla mebli. Dzięki temu, że użyliśmy zwykłej farby do ścian, są matowe, nie odbijają światła i stanowią też dobre tło do zdjęć. A wiadomo, że wnętrza domu każdej blogerki wnętrzarskiej to także studio fotograficzne. ;)

Ja jestem bardzo zadowolona z efektu. Znajomi i rodzina podzielają entuzjazm (akurat moja Mama zapowiedziała, że też chce podobne panele u siebie), choć nie każdy z nich chciałby takie mieć w swoim domu. Mamy różne gusta i potrzeby, co nie znaczy, że nie potrafimy docenić czyjejś pracy. :) 

No właśnie, jeśli doceniasz moją pracę i chcesz mi okazać wsparcie, to możesz to zrobić: zostawiając komentarz, udostępniając ten wpis dalej, obserwując mnie i reagując na moje wpisy w mediach społecznościowych lub... >>> stawiając mi przysłowiową kawę <<<. Dzięki temu mam motywację do tworzenia kolejnych treści dla Ciebie (i siebie też!). 

Uściski! k.


8 komentarzy:

  1. Super. Zawsze podziwiam ludzi, którzy mają zdolności artystyczne i manualne. A do tego cierpliwość.Gratuluje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się efekt, może też skuszę się na panele ścienne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Efekt końcowy robi wrażenie

    OdpowiedzUsuń
  4. Vudowne, rozkoszne wnętrze. A kredensik i oświetlenie...aaaaach i oooooch....Wszystkidgo DOBREGO dla Państwa:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)