wtorek, 7 kwietnia 2020

{kwietniowa dycha, czyli 10 rzeczy, których NIE zrobię w kwietniu}


Cześć, jak się masz? Trzymasz się dzielnie w tym trudnym czasie?  Jesteś zdrowa/y? A Twoi bliscy? Mam nadzieję, że wszyscy macie się dobrze. A jeśli jesteś ciekawa/y, jak ja sobie radzę, to...


Przyznam Ci się, że bywa różnie. O ile samo siedzenie w domu i ograniczanie wyjść nie robi na mnie wrażenia (pracowałam z domu zanim stało się to dla wielu z nas przymusem), o tyle nie jest mi lekko w związku z zakazem wychodzenia do parku, lasu, nad jezioro czy generalnie spacerowania "bez celu". Tym bardziej, że jeszcze nie należę do tych szczęśliwców z własnym ogrodem czy chociażby balkonem, którym to obostrzenie raczej nie zrobi większej krzywdy. Ale, jak mówi pewne przysłowie: gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. 

Ponieważ czasy są inne, to i moja blogowa dycha uległa modyfikacji. Dziś, zamiast opowiadać Ci o tym, co zrobię w kwietniu, opowiem Ci o tym, czego NIE zrobię. 


1. Nie będę świętować. 

Nie przygotuję żadnych świątecznych dekoracji, pisanek czy potraw. Wiosenne Święta, z uwagi na niebezpieczeństwo, spędzimy sami. I jest to podyktowane tylko i wyłącznie troską o naszych bliskich, a w szczególności o naszych rodziców i babcię. 

Z pewnością połączymy się z nimi internetowo i telefonicznie, ale niestety nie będzie nam dane usiąść razem przy stole, w komplecie. Będą inne okazje, gdy tylko sytuacja się unormuje. 



2. Nie pójdę do lasu.

Nawet do swojego (bo nie chcę się tłumaczyć, dokąd i po co się wybieram). Trudno, jest zakaz, obowiązuje do 12. kwietnia i do tego dnia na pewno będę go przestrzegać. Mam jednak cichą nadzieję, że to się za moment zmieni i będę znów mogła przytulić się do ulubionego drzewa oraz sprawdzić, co słychać u naszych sosen, świerków i dzikich róż. A jeśli już o przytulaniu mowa, to...



3. Nie przytulę się. 

Do mamy, do taty, siostry, siostrzenicy i siostrzeńca, do przyjaciół... Zachowanie odpowiedniej odległości to nie jakieś "widzi mi się". Te dość zabawnie brzmiące 2 metry odległości mają sens. Całe szczęście mam R. i koty, do których tulę się, ile wlezie. Przytulanie uspokaja, koi, powoduje, że wydzielają się w nas endorfiny. To bardzo ważne w tak stresującym czasie. 

4. Nie będę na bieżąco. 

Pamiętasz mój >>> wpis o JOMO <<<? Joy of missing out? Radości z nie bycia na bieżąco? To najlepszy moment, by wprowadzić tę filozofię w życie. Nie karmię się newsami, artykułami, wywiadami i innymi wiadomościami dotyczącymi pandemii bezustannie. Z takiego przebodźcowania nic dobrego nie wynika. 

Mój poziom stresu jest mniejszy, gdy wyznaczam sobie na przykład pół godziny rano na sprawdzenie najświeższych informacji. Łatwiej znoszę zakazy, gdy oglądam serwis informacyjny maksymalnie raz dziennie, a najlepiej raz na 2-3 dni. To wystarczy, by zorientować się w bieżącej sytuacji. Poza tym i tak wystarczy zajrzeć na którykolwiek z portali społecznościowych, by najważniejsze informacje do nas dotarły, prawda? Znajomi są w tym temacie niezawodni. ;) 

5. Nie będę się wymądrzać. 

Nie, że tak generalnie. :P Nie będę się wymądrzać na temat wirusa. Wielu z nas ma to do siebie, że lubi się wypowiadać nawet na te tematy, o których nie ma pojęcia. Niektórzy okazyjnie, a niektórzy wiedzą wszystko na każdy temat. Stąd tysiące domorosłych specjalistów od wirusa, wyrastających na portalach społecznościowych, jak grzyby po deszczu. Moralizowanie, ewangelizowanie i przekonywanie do swojej racji mamy we krwi, co? 

Cóż, po tym, gdy ostatnio przeczytałam kolejną mądrość w stylu "mam znajomego lekarza i wiem, że jedzenie lukrecji oraz chrzanu zapobiega zachorowaniom" oraz "fajna ta kwarantanna, pieczmy chleby, stańmy się lepszą wersją siebie i w ogóle niczym się nie przejmujmy", poczułam się koszmarnie przytłoczona, smutna i bezradna. I gdyby wtedy ktoś mnie zapytał, jak mi się żyje w naszej kawalerce bez balkonu w centrum miasta, to jest szansa, że padłyby niecenzuralne słowa. 

Dlatego postanowiłam, że z całych sił postaram się nie mądrzyć na temat, który nie jest moją dziedziną, na którym się nie znam. Nie znam się na wirusach. Zostawię to prawdziwym ekspertom. I Tobie też to polecam. Ale oczywiście zrobisz, jak zechcesz. 


6. Nie będę udawać.

Nie będę udawać, że jest pięknie, gdy wcale nie jest i przez większość czasu jest mi po prostu smutno. Dopuszczę do siebie te emocje i jakoś je przepracuję. Rozmawiam z przyjaciółmi i większość z nich czuje podobnie jak ja: apatię, brak energii, zmęczenie, smutek i rozdrażnienie. 

Z pewnością ma na nas wpływ także wiosenne przesilenie, różowa pełnia księżyca i intensywnie przypatrująca się nam z nieba Wenus. Dodajmy do tego pandemię oraz politykę i przepis na chandrę murowany. Ale przetrwamy to. Jeszcze nie wiadomo, w jakiej rzeczywistości się obudzimy tuż po wirusie, ale bądźmy dobrej myśli, na przekór temu, co się dzieje. Co Ty na to? 


7. Nie spotkam się z przyjaciółmi.

Tęsknię za nimi bardzo, ale nie ryzykujemy. Zdrowie jest najważniejsze. Na cudowne, radosne spotkania twarzą w twarz przyjdzie jeszcze czas. A tymczasem jestem wdzięczna za internet, który pozwala nam porozmawiać, zapytać co słychać, a nawet pogapić się na siebie wzajemnie. 


8. Nie pojadę...

...nad morze. A nic nie koi nerwów tak, jak szum morza. Na szczęście mam mnóstwo filmów z naszych wcześniejszych wypadów. Włączę więc sobie jeden z nich, do snu, albo po przebudzeniu, żeby wprawić się w dobry nastrój. I przypomnieć sobie, co na mnie czeka, gdy tylko przemieszczanie się będzie znów "legalne". ;) 



9. Nie kupię farby.

Mam do odnowienia kredens! Taki prawie stuletni! I potrzebuję do tego dobrej farby. Nie zdecydowałam jeszcze w 100%, jaki ma mieć kolor, dlatego w tym przypadku cieszę się, że mam czas. W folderze na komputerze mam kilkanaście zdjęć - inspiracji i jakoś nie potrafię się zdecydować. Wszystkie mi się podobają! I ciemny granat, i zgaszona, szałwiowa zieleń, i szary, i czarny... i taki naturalny, w kolorze starego drewna, też! Pomocy!


10. Nie dam się!

Sytuacja nie jest łatwa, przyjemna i kolorowa. Jest trudno, jest smutno, jest momentami naprawdę przerażająco. Ale postaram się nie poddawać czarnym myślom i mimo wszystko pozostać optymistką. Jak to napisał Stanisław Jerzy Lec: "Wszystko kiedyś mija, nawet najdłuższa żmija". I tego się trzymajmy! 

Bądź zdrowa/y! Trzymaj się! Ściskam!
k



8 komentarzy:

  1. Przeczytałam wszystko, ale najcięższy był dla mnie punkt trzeci. Czytałam z zaciśniętym gardłem i łzami w oczach.. Moja cała rodzina w Warszawie, moi bliscy, znajomi, przyjaciele...wszyscy. Przetrwamy to. Dobre czasy wrócą niedługo. Trzymaj się Kasiu.
    Ściskam!
    W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia życzę i jak najszybszego powrotu do normalności. Zresztą nam wszystkim. Może choć część zamierzeń jednak uda się zrealizować...

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że każdy z nas radzi sobie z ta sytuacją na swój sposób, ale w sumie najważniejsze jest by nie udawać. Tak jak piszesz, pozwolić sobie za smutek i życie w zgodzie ze sobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też myślę, że to ważne, by odpuścić, gdy tego potrzebujemy.

      Usuń
  4. Ja się trochę trzymam, a trochę nie.
    Jak psychicznie daję radę (chociaż mam ochotę wyjść na długi spacer z psem i odpocząć od rodziny), tak fizycznie zaczynam cierpieć: napady lęku, wysokie ciśnienie, czucie ciepła i zimna na zmianę, duszenie się w masce/nakryciu twarzy, miałam jechać do lekarzy i nie wiem kiedy pojadę w końcu, a kardiolog zaczyna być mi potrzebny (w sumie przydałoby się zrobić podstawowe badania u rodzinnego).

    4. Jestem na bieżąco 2 razy dziennie i patrzę tylko na moje województwo - w moim powiecie żadnego przypadku.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój czas i komentarz. :)

Ps. bardzo proszę bez spamowania w komentarzach linkami do stron firmowych - to nie przejdzie. ;)